17 grudnia 2011

the big five

W Afryce wschodniej nie ma majestatycznych i historycznych budowli ani zabytków kultury. Są natomiast zabytki przyrody - samotnie strzelające w niebo szczyty Mount Kenia i Kilimandżaro, pełne podwodnego życia wybrzeża Zanzibaru i sławetne parki narodowe, w których życie wszelakich dzikich zwierząt toczy się naturalnym rytmem.
Pierwsze spotkania z wolno przechadzająca się żyrafą, kończącymi śniadanie lwami, odpoczywającą w cieniu lamparcicą, ucztującymi sępami czy stadem słoni są oszałamiające. To tak jakby człowiek stał się aktorem drugiego planu filmów przyrodniczych kanałów National Geografic czy Discovery. Początkowo wszyscy  - ja też - szaleńczo pstrykają zdjęcia by dopiero po czasie zacząć bardziej spokojną obserwację i kontemplację niezwykłego spektaklu matki natury złożonego z nadzwyczajnych obrazów, dźwięków a nawet zapachów.
Ja miałam to szczęście trafić do Masai Mara w okresie wielkiej migracji zwierząt z terenów Serengeti. W poszukiwaniu pożywienia napływają tam niczym lawa stada przede wszystkim gnu, gazeli i zebr. Tabuny galopujących zwierząt mijają samochód bądź tkwią rozrzucone na ugrowych pastwiskach niczym piegi.
Poza tym parki Masai Mara i Nakuru są domem dla sławetnej Wielkiej Piątki: afrykańskiego słonia, nosorożca, lwa, bawoła i lamparta. Zwierzęta te uważane są za najgroźniejsze na kontynencie, choć najwięcej osób w Afryce zabijają niezaliczone do wielkiej piątki i niegroźnie wyglądające hipopotamy.


















1 komentarz: