12 grudnia 2011

Afrykańskie szlaki z dalekiej przszłości

Po wczorajszych świeżych i gorących opowieściach wprost  ze wschodniej Afryki idealna to pora by powspominać moje pierwsze zderzenie z prawdziwie czarną Afryką, jakiej często dziwaczny obraz ukazały Kenia, Uganda i Tanzania podczas mojej pięciotygodniowej tułaczki. Był to rok 2005, a zdaje się że to co zmieniło się najbardziej to przede wszystkim ceny, które wywindowały do góry kilkakrotnie. Poza tym Masajowie zaczęli domagać się zapłaty za zrobione zdjęcie, czego nam udało się uniknąć, Masai Mara roi się od turystów, noclegi w niektórych loge dochodzą do 1000 US$ za noc, podobnie jak wejście na Kilimandżaro, niektóre drogi zostały utwardzone, a rybackie porty i osady na Zanzibarze przestały istnieć bo w knajpach sprzedają filet z tuńczyka.
Moja siostra ominęła Ugandę, więc tamtejsze zmiany pozostaną dla mnie tajemnicą, a szkoda bo właśnie tych jestem ciekawa najbardziej - był to najbardziej pokręcony kraj Afryki jaki widziałam. Kraj który jako jedyny mnie złamał, tak że przez jedną krótką chwilę myślałam o powrocie, że gdyby ktoś podstawił mi samolot w kierunku dom wsiadłabym, choć pewnie nie bez zastanowienia.
Był to też jedyny póki co i niech tak zostanie wyjazd, na którym okradziono mnie ze wszystkiego, co prezentowało jakąkolwiek wartość materialną ale nie będącym pieniędzmi i paszportem.W tajemniczych okolicznościach zginął podręczny plecak i upchnięty w nim cały sprzęt foto - 2 lustrzanki (jedna analogowa i jedna cyfrowa) dodatkowe 2 obiektywy oraz mp3, karty pamięci i klisze, a wraz z nimi wszystkie zdjęcia czyli dla mnie coś bezcennego. Ocalał mały podręczny aparacik z solidnie zapełnioną kartą, dzięki któremu jakieś obrazy Afryki się zachowały oraz cudownie odnalazła się w porzuconym i ogołoconym plecaku jedna karta pamięci, która widać wtedy w mniemaniu złodziei nie przedstawiała wartości - chwała za ich niedouczenie.
Wiele obrazów, widoków i ludzkich twarzy uwiecznione jest tylko w mojej pamięci, zwłaszcza to stado delfinów jakie otoczyło naszą płynąca na nurkowanie w okolicy Zanzibaru łódź i płynęło równo z nią przez długi czas dopóki nie ucichł warkot silnika...

Kilka z ocalałych :










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz