Sadarghat portowa część starej Dhaki może się nie podobać, może odrzucać odorem i przerażać chaosem ale na pewno nie pozostawi nikogo obojętnym.
Sadarghat jest niczym serce starego miasta - od strony lądu i wody wlewa się do niego spiętrzony tłum ludzi i tobołów i taki sam wypływa na fali przypominającej ściek Burigangi, bądź z prądem ulicznego ruchu ryksz. Sadarghat od wczesnego rana do zmierzchu pozostaje w nieustannym ruchu, na noc zasypia, spowalnia i nabiera sił na kolejny wyczerpujący dzień życia Dhaki.
Metalowe nadbrzeże terminala pasażerskiego bombardują wpływające tu ciężkie promy. W okół nich niczym natrętne owady krążą drewniane łódeczki - wodne taksówki transportujące kogokolwiek i cokolwiek na drugi brzeg cuchnącej rzeki. Kilka innych postojów dla wszechobecnych łodzi wtapia się w krajobraz Sadarghat i stanowi przerywnik w ciągu gęsto zabudowanego nadbrzeża.
Towarowa część portu nie dość, że przywalona tonami odpadków wśród których buszują kozy i inne zwierzęta domowe to jeszcze tonie w błocie po przejściu deszczowej chmury. Uliczny ścisk jest tak wielki, że nawet rower z trudem przeciska się do przodu. Rzędy głośnych sprzedawców huczą od nawoływań do zakupu chińskich, opakowanych w siateczki jabłuszek, które wypolerowane i lśniące niczym plastikowe atrapy, wyglądają tam jeszcze bardziej kosmicznie i nierealnie niż ja ze swoją białą, zszokowaną twarzą.